WORLD of LILFOX: They call me a wild rose...

wtorek, 6 grudnia 2011

They call me a wild rose...

1 komentarz:

PP30 stycznia 2012 10:43
*muaaah*
OdpowiedzUsuń
Odpowiedzi

Lilfox...

Wszystkiego po trochu.

Co lubię?
Ludzi odwzajemniających uśmiech, robić sushi, trafione prezenty, szept, jogę, suknie księżniczek, Paryż, słodki wafelek do loda, rude koty, wspomnienia z dzieciństwa, świeże pieczywo na śniadanie, kąpać się w ciuchach (oraz pływać nago), ażurowe rajstopki, czekać na wywołanie analogowego filmu, piękne kobiety, zmysłowy taniec, rozjaśnione drzewa na tle zachmurzonego nieba, lenonki, jeść palcami, zmiany, butterfly kisses i motyle, jajeczka przepiórcze, mrużyć oczy ze szczęścia, słuchać country od czasu do czasu, spacerować po trawie boso, pieprzyki na buzi, świeżo wyciskany sok, odkrywać niesamowite miejsca, owoce morza, angielskie określenie na sen na jawie, Marilyn Monroe, szlachetną biżuterię, tańczyć na stole, straszyć gołębie, akordeonistę w tramwaju, zabawne ubrania, eleganckie ubrania, mgliste poranki, *chłód jesiennego powietrza, letni deszczyk, facetów w białych spodniach, lwy-posągi, mgłę, godzinę 6 rano, nadawać przyjaciołom urocze pseudonimy, szept po francusku, Amy Sweetheart...

Blog o fotografii, blog o muzyce, blog o mnie...